Mam wrażenie, że ta wiosna przychodzi tak jakby...
bez rozgłosu ?!
Niby już kwitnie, to tamto.
To tu pojawiają się liście, tam pączki, nawet kwiaty,
ale jakby nie doświadczam tej intensywności tak jak zawsze.
Może to moja wina, a może to ten notoryczny brak słońca powoduje,
że wszystko mnie mija nieodczuwalnie.
Tak jakby wiosna wchodziła tylnym wejściem ?!
Natężenie wiosennych odczuć określiłabym jako umiarkowane.
Do tego dochodzi nieodparte wrażenie, że Niebo patrzy na to co dzieje się na ziemi
i płacze...
nieustannie.
Słonecznych i ciepłych dni było tej wiosny jak na lekarstwo.
Zaczyna mi doskwierać ten brak słońca,
niczym w piosence którą cytowałam ostatnio,
niby ręka słońca pogładziła świat,
a mnie potrzeba mocnego i gorącego przytulenia,
a nie muśnięcia po policzku.
Tęsknię za latem,
za jego żywiołością, soczystością, ekspresyjnością,
oraz za wytchnieniem, które mi przynosi
i temperaturami, którymi mnie otacza.
Pozdrawia
StęskniONA
;)