Marzenia mogą być duże lub małe, nierealne albo całkiem przyziemne.
Bywają też spełnione, ba, nawet dojrzałe ;)
Zapraszam Was dziś na dojrzałe marzenie ;)
Od projektu do efektu mamy kawałek drogi, wprawdzie projekt jest pierwszym krokiem, następnie realizacja przybliża nam już znacznie marzenie, ale potrzeba trochę czasu by nasza wizja przyjęła ten wymarzony kształt ;)
Dlatego dziś porównanie, przedstawiam ogród, którego zdjęcia miałam okazję już publikować, zaraz po ukończeniu realizacji, a dziś efekt po 3 latach od pierwszych ujęć. Marzenie dojrzało...
Kiedy poraz pierwszy przyjechałam na miejsce, nie było jeszcze domu, a widok zastałam taki:
Gdy do mojej ręki trafił projekt domu i plan zagospodarowania przestrzeni, byłam zniesmaczona. Niewielki metraż działki, a połowa z niego przeznaczona na skarpy! Niewiele zostanie na funkcjonalną przestrzeń - rozmyślałam. Nie przepadam za skarpami w ogrodzie. Po pierwsze ograniczają wybór nasadzeń, po drugie trudno się sadzi rośliny, a potem je pielęgnuję, po trzecie, mocno blokują i dzielą przestrzeń. Jeśli działka jest duża, to nie ma problemu, ale jeśli niewielka to wtedy skarpy muszą być jeszcze strome, żeby uzyskać jakieś wypłaszczenie. W moim odczuciu są nudne. Mam wrażenie, że jeśli nie ma pomysłu na przestrzeń, to wtedy obsypuje się problematyczny teren wokół i... już problem z głowy. A tak naprawdę problem dopiero się zaczyna. Zazwyczaj wszystko rozbija się o finanse, stworzenie skarpy jest najtańszym rozwiązaniem. Wykonywanie nasadzeń na stromych skarpach, a potem pięlęgnacji jest wyjątkowo uciążliwe. Wiem coś na ten temat (zdj. poniżej) ;)
Zatem powstał projekt z donicami, który wyeliminował skarpy, a teren został tak wyprofilowany by pojawiły się tylko delikatne wyniesienia i spadki. Wykorzystałam mur oporowy, który miał stanowić grzbiet jednej ze skarp i stworzyłam tam donicę z hortensjami, tym rozwiązaniem inwestorzy uzyskali ciąg komunikacyjny wokół domu (akurat ciągów komunikacyjnych to jestem zwolenniczką), a tak wcześniej przejście w tym miejscu po skarpie byłoby problematyczne, a tak jest całkiem swobodne, i to dwupoziomowe, górą i dołem.
Etap projektowy
Krótko po zakończonej realizacji
Po upływie 3 lat od realizacji
Nie będę rozpisywać się o etapie projektowym, oczekiwaniach inwestorów, można poczytać TUTAJ i porównać większą ilość zdjęć z tego ogrodu. W tym poście skupiam się na wyeksponowaniu ''trzyletniej dojrzałości'' ;) Tak, tak, dla ogrodu trzy lata to już coś !
Etap projektowy
Krótko po zakończonej realizacji
Po upływie 3 lat od realizacji
Etap projektowy
Krótko po zakończonej realizacji
Po upływie 3 lat od realizacji
Niektórych ujęć nie da się już powtórzyć po 3 latach, zmienia się perpektywa.
Jak widać na poniższym zdjęciu, nie wszystko udało się zrealizować przy pierwszym podejściu,
domek gospodarczy wraz sauną powstał w kolejnym etapie, tak samo warzywnik.
Krótko po zakończonej realizacji
Po upływie 3 lat od realizacji
Nie wszystko się przyjęło, niektóre gatunki wypadły...
Pod poprzednim postem, wprowadzającym w stan marzeń Aldona napisała...
W moim ogrodzie rozdźwięk między marzeniami a wykonaniem jest tak duży, że aż boję się marzyć ;)
Muszę stwierdzić, że każda moja realizacja nosi w sobie ''rozdźwięk'', ogród to nie salon w domu,
po urządzeniu mamy efekt od razu i to bez zmian na przestrzeni czasu.
Ogród potrzebuje czasu by marzenie nabrało odpowiednich kształtów, zamierzonych kształtów
oraz wymarzonych kształtów ;) Pamiętam dobrze swoje reakcje na mój ogród w momencie ukończenia rabat - Sam żwir, chyba się zapłaczę - lamentowałam.
Czas zrobi swoje,
czas robi klimat.
Na dziś kończę, w następnym poście kolejna dawka zdjęć jeszcze z tego ogrodu,
więcej innych, ciekawych ujęć wraz z projektem ogrodu i zdjęciem z drona.
Pozdrawiam
życzę cierpliwości i wymarzonych kształów ;)
Warto było czekać i marzyć - napisała Ilona (także pod ostatnim postem)
Zdradzę, że projekt Ilony gotowy, czeka na odbiór w przyszłym tygodniu.
:)
Fajnie jest robić zdjęcia bo na nich najlepiej widać jak ogród sie rozwija i zmienia. Kiedy cały czas ma sie go na oku, to tych zmian poprostu niedostrzegamy.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak, człowiek szybko zapomina, w tym przypadku przerwa między moimi wizytami była 3 letnia.
Usuń