Miłość, miłość w Łabajowie
nas spotkała...
Mistrzem fotografii jest on,
a ja królową ogrodu
;)
;)
On zaraził mnie fotografią,
ja wszczepiłam mu pasję do ogrodnictwa.
Dziś współpracujemy w obu płaszczyznach.Wprowadzam go na strony bloga bo zapewne będzie się tu więcej pojawiał, ze względu na to, że coraz częściej uczestniczy w moich zawodowych realizacjach ogrodowych, a i jest współtwórcą naszej zielonej historii. Gdyby nie Sławomir, to zapewne moje zdjęcia nie byłyby tak zielone, zwłaszcza w tym roku ;). Nie mamy systemu nawadniania, wszystko podlewamy ręcznie. Ja mam pod opieką doniczki, Sławek trawnik i rabaty.
I tutaj chciałabym przedstawić moje stanowisko do spotkanej ostatnio tezy ''Bez systemu nawadniającego nie ma sensu zakładać ogrodu, z góry skazujemy się na porażkę''. Nie zgadzam się z taką opinią, owszem system nawadniający jest wspaniałym wynalazkiem i wyjątkowym sprzymierzeńcem w wysiłkach pielęgnacyjnych ogrodu, ale nie pozbywajmy nadziei na zielony azyl tych, którzy na taki wydatek na początku swojej przygody ogrodowej nie mogą sobie pozwolić. Nasz ogród jest tego najlepszym przykładem. Nie mamy zraszaczy, nie mamy linii kroplującej na rabatach, a jednak jest zielono, ba powiedziałabym nawet, że i bujnie ;)
Powierzchnia naszej działki to 1300m2, przy czym sporo powierzchni zajmuje dom, wybrukowany podjazd oraz garaże. Zdarza mi się ostatnio projektować bardzo duże ogrody i zgadzam się, że przy powierzchni działki między 2000m2, a 5000m2 i kompleksowej realizacji pozostawienie takiego metrażu bez systemu nawadniającego dobrze się nie zakończy, zwłaszcza jeśli ogród zakładany jest latem. Ale...Jeśli ogród, tak jak w naszym przypadku zakładany był etapami, to na każdym etapie człowiek znalazł czas by zadbać o nowo posadzone rośliny, w następnych latach pojawiały się kolejne, a tamte były już starsze, silniejsze i radziły już sobie całkiem dobrze, nie wymagały już takiej uwagi czyt. podlewania. Nawet zakładanie trawnika zostało podzielone na części, ale pozwoliło nam to bez problemu zadbać o nowo posianą trawę, a różnicy na trawniku nie wypatrzycie, tylko my wiemy co było pierwsze, co ostatnie ;) Oczywiście trzeba mieć plan i zrobić to z głową. Gdybyśmy chcieli wszystko wykonać przy pierwszym podejściu, zapewne by nas to pokonało, człowiek pracuje zawodowo i przecież nie żyje samym tylko ogrodem. Dziś podlewanie skupia się przede wszystkim na donicach i trawniku, rabaty też, ale rzadko, rośliny po prostu muszą sobie radzić i... radzą :)
Dlaczego nie zdecydowaliśmy się na system nawadniający ?
Przyczyna jest jedna. Mamy swoją studnię, ale woda posiada mikro zanieczyszczenia w postaci iłu, który zakleiłby nam dysze spryskiwaczy w ciągu tygodnia. Kolejne próby oczyszczenia tej wody niestety skończyły się fiaskiem, po prostu się nie da. Zatem Sławomir lata z wężem, Anna z konewką ;)
Na koniec rada dla czytelniczek:
Jeśli marzy Ci się ogród zaszczep miłość do ogrodu w małżonku ;)
Pozdrawiam i powodzenia życzę
;)
PS. Dla Sławomira ten post to niespodzianka, mam nadzieję, że mnie jeszcze usłyszycie ;)
Szanowny małżonek złapany w kadr podczas prac ogrodowych zatem w uniformie roboczym ;)
Eleganckiego Sławomira można było sobie zobaczyć 1 lipca 2018 ;)
Taki mąż to SKARB �� usłyszałam ostatnio, że miłość to " wymiana usług" i u Was się sprawdza��
OdpowiedzUsuń...ale post nie tylko o mężu ;)
Usuńnikt o swoich sposobach nawadniania ogrodu nawet nie wspomina ?!
Cóż powiedzieć: <3
OdpowiedzUsuńA
Takie mięśnie od podlewania??? Muszę mojemu powiedzieć:-)
OdpowiedzUsuńHi hi hi ;)
UsuńNo, no, no nie ma jak przystojny, udomowiony, osobisty ogrodnik :). Przy takich bicepsach to i system nawadniający wysiada. Mój Sławomir też został zarażony moim ogrodowym szaleństwem. Bronił się rękami i nogami, aż wreszcie poległ i sam realizuje pomysły upiększające ogrodniczą przestrzeń. Trzeba tylko czasu :))pozdrawiam Ewka.
OdpowiedzUsuńHa ha...:) Czas zadba o wsystko ;)
UsuńRozbawiłaś mnie :)